O mnie: mam piętnaście lat, dużo piszę, jeszcze więcej czytam, w czasie wolnym staram się przeżyć. Mam ogromną nadzieję, że będę mogła zrobić w swoim życiu cokolwiek pożytecznego.

O tekście: napisałam go 25 lutego, kiedy wróciłam z drugiego w swoim życiu mitingu – na pierwszym byłam dzień wcześniej. „Spacerowało” czworo, wróciłam tylko ja. Ojciec dostał trzydzieści dni w areszcie, mama mandat w wysokości dwudziestu tysięcy rubli, brat został, żeby dowiedzieć się, dokąd ich zawożą.

Niespokojny luty

Moje wewnętrzne ja, spacerując po placu Puszkina, dostrzegało jedynie strach, ból, brud i koszmar.

Wolność wydawała się nieodpowiedzialnością. Radość – bezczynnością. Bezsilność wywoływała mdłości. Poczucie własnej żałosności aż ściskało serce i skronie. Z jakiegoś powodu wywracało na lewą stronę. Pewnie ze wstydu.

Ręce drżą. Serce gra na łomoczącej perkusji w ponurej tonacji. Koszula robi się mokra od potu cieknącego po ręce. Kolana… Kolana żyją własnym życiem. Każdy krok sprężynuje ostrym bólem głowy.

Po co ludziom głowa, jeśli tak często boli? Po co ludziom głowa pełna tej całej białej i szarej istoty, jeśli ludzie wykorzystują ją do tego, żeby opracowywać coraz to wymyślniejsze metody zabijania?

Po co istnieją naukowcy, jeśli wszystko, co konstruują, staje się bronią? Po co na świecie są ludzie? Żeby się zabijać nawzajem? Już lepiej w ogóle się nie rodzić, byleby nie czuć się współuczestniczką tego pieprzonego marazmu.

Gdybym była wierząca, modliłabym się. Ale jestem ateistką. I jadę na miting. Jadę na miting z całą rodziną. Na miting antywojenny. To wojna?! Za mojego życia? Nie wierzę.

Słowo „wojna” zawsze oznaczało coś okropnego, strasznego, wzbudzającego nienawiść i odległego. Coś, co nie powinno się powtórzyć. Nie powinno było. Ledwo udało mi namówić mamę, żeby mnie puściła; jadę z bratem metrem. Tata jest już gdzieś w centrum. A może jeszcze w centrum? Jeśli go złapią – mandat w wysokości trzystu tysięcy. Kosmonauci już go złapali na mitingu w obronie Nawalnego, co oznacza recydywę. Ponowne wykroczenie polegające na próbie wyrażenia własnego zdania.

$\hspace{110 pt}$Jeśli się dowiedzą w liceum, wyrzucą mnie.

Muzyka w słuchawkach każe mi wściekle naciskać przycisk „dalej” – żaden kawałek to nie to, każdy brzmi nienaturalnie i obco, żaden nie pasuje do sytuacji. Piosenki kończą się, zanim na dobre się zaczną. Jak życie podczas wojny. Kretyńska, tania analogio, na cholerę przyszłaś mi do głowy? I bez ciebie mam dość.

Naprzeciwko mnie siedzi para. Jedzie i się uśmiecha. Mam ochotę krzyczeć.

*No i z czego się cieszycie?! Wiadomości nie widzieliście?!

$\hspace{130 pt}$*Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.

Nie będę się denerwować. Trzeba troszczyć się o siebie i spróbować żyć. Jutro powinno być pierwsze spotkanie z psychoterapeutką. Muszę się upewnić, czy jest aktualne.

– Dzień dobry, widzimy się jutro?

– Alona, mieszkam w Kijowie. Mamy problemy z internetem, dlatego będziemy musiały przełożyć nasze spotkanie. Napiszę, kiedy wszystko się uspokoi.

$\hspace{130 pt}$Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. $\hspace{170 pt}$Nie panikuj. $\hspace{155 pt}$Zrób wdech i wydech.

Byłam dziś u dziadka. Pomogłam mu z komputerem, a potem siedzieliśmy i piliśmy zieloną herbatę z niebieskich kubków. Wyciągałam pudełko z herbatą, a dziadek uśmiechnął się i zauważył, że babcia cały czas chowała ją „na wypadek wojny”. To już cztery lata odkąd nie ma z nami babci, a schowana przez nią herbata i wojna – są. To nie w porządku.

Przemknęło mi przez głowę, że dziadek też nie powinien dożyć tego momentu. Od razu zawstydziłam się tej myśli, ale nie chciała mnie opuścić. Najwyraźniej miała zbyt wiele sensu.

Jakże bolesne musi być patrzenie na to, co się dzieje, dla człowieka, który pamięta drugą wojnę światową… Jak musi się czuć ktoś, kto pierwszy raz w życiu najadł się do syta w wieku dziewiętnastu lat i wie, że to piekło wydarzy się znowu? Konsekwencje wojny są zawsze takie same.

Na ścianie, zalepionej słońcem jak plasteliną, wisi kalendarzyk. Na kalendarzyku są flaga i nazwa naszego kraju. Zrobiło mi się wstyd za to, że urodziłam się w Rosji, za to, że mówię i myślę po rosyjsku. Zrobiło mi się wstyd, że władze mojego kraju napadają na kraj moich przyjaciół i krewnych.

Dziadek kłamstwami próbował rozbudzić we mnie patriotyczne uczucia. Mówił, że Rosję sprowokowano, że to samoobrona, że uderzamy tylko w obiekty wojskowe. A ja widziałam, jak jego oczy robią się czerwone, wypełniają łzami. I wiedziałam: pierwsze, co przyszło mu do głowy, kiedy dowiedział się o tym, co się stało, to porównanie naszego „wodza” z Hitlerem. Wiedziałam, że nie wierzy w to, co mówi. Ale bardzo chce wierzyć.