Nie jestem mistrzem długich, spójnych tekstów. Będą króciutkie i średnio spójne.

Po pierwsze. Wszystko, co się teraz z nami dzieje — to nic, w porównaniu z tym, co przeżywają ludzie, którzy są bombardowani. Zarówno ludzi, których nie znam, jak i przyjaciele w Kijowie i Charkowie, Mariupolu oraz Chersoniu.

Oni są bombardowani.

Wszystkie moje zmartwienia i obawy są niczym, w porównaniu z tym, co oni przeżywają.

Moje życie nie jest w niebezpieczeństwie. Poniżej są fragmenty sytuacji z ostatnich czterech tygodni.

Na lotnisku Moskwa-Szeremietiewo przed kontrolą paszportową chłopiec żegnał się z dziewczyną. Żegnali się jak gdyby na zawsze. Oboje mieli 18—19 lat.

Na lotnisku w Erewaniu grupka hałaśliwych moskiewskich nastolatków o sympatycznych buziach nagle milknie, stojąc w kolejce z dwójką bardzo młodych, na oko osiemnastoletnich, uchodźczyń z Ukrainy.

Sny jeszcze sprzed wojny, festiwalowo-wystawowe, z wystrojonymi przyjaciółmi. Następnie szybko zalewa mnie rzeczywistość. Nie przyzwyczaiłem się jeszcze żyć z tym, co się dzieje. Nowe złe wiadomości, pusty Facebook. Nie mam już żadnych spraw.

Sympatyczny młody chłopiec, skreślony z listy studentów z uniwersytetu w Pradze już po pierwszych dniach wojny, przedostał się do Erewania. Z dumą opowiadał, że udało mu się znaleźć pracę na zmywaku. I niespodziewanie dodał: jak Hemingwayowi.

Liza otworzyła wystawę w Eglisau niedaleko Zurychu.

Siedzimy w kawiarni i wydaje się, że nie ma żadnej wojny. A jednak ona wypełnia nas po brzegi. Po trzech minutach rozmowy na dowolny temat zaczynamy nagle mówić o Ukrainie.

Zacząłem opowiadać znajomemu Szwajcarowi o Mariupolu i Umaniu. Rozpłakałem się niespodziewanie.

Alkohol sprawia, że szybko wracamy do dawnego życia. Trzeba o tym pamiętać.

Strasznie szkoda dwudziestolatków.

Po miesiącu zaczynam rozumieć, że to, co stało się z nami, wydarzyło się naprawdę.

20 marca 2022 roku

Tłumaczenie: Ełona Curkan-Dróżka