Z DZIENNIKA. NA MARGINESIE ROZMÓW UCHODŹCÓW BERTOLTA BRECHTA

Obecnie, gdy wielu z nas owładniętych jest strachem i konsternacją, a rosyjscy obywatele w licznych światowych instytucjach są poddawani cancellingowi, niektórzy autorzy, w tym moi bliscy znajomi (na przykład Nikołaj Epple, ale nie on jeden), poruszają na swoich blogach dwa tematy: 1) zbiorowej odpowiedzialności wszystkich Rosjan za zbrodnie putinowskiego reżimu i 2) tego, że trzeba będzie rewidować rosyjską kulturę — by dowiedzieć się, dlaczego doprowadziła Rosję do takiego stanu. Te dwa tematy łączy głęboki związek myślowy, który można wyrazić na przykład tak: „Jak my, spadkobiercy takiej wspaniałej kultury, pozwoliliśmy na takie okropieństwo?”. Bez wątpienia spór na te tematy zanosi się na długi i trudny, ale niektóre jego punkty można nakreślić już teraz.

  1. Pytanie „Jak my, spadkobiercy takiej wspaniałej kultury, pozwoliliśmy na takie okropieństwo?” to przynęta i pułapka myślowa. Nie zdarzało mi się spotykać w sieci z podobnymi rozważaniami o kulturze białoruskiej, podczas gdy reżim Łukaszenki jest równie zbrodniczy co reżim Putina.

  2. To pytanie – o spadkobierców wspaniałej kultury – pojawia się wśród intelektualistów współczesnej Rosji, podobnie jak pojawiało się wśród opozycyjnych intelektualistów nazistowskich Niemiec. Postawienie tego pytania i wtedy, i teraz, jak widać, jest związane nie z samą kulturą, a z ukrytą sprzecznością w polityce kulturowej obu państw: w obu przypadkach przedstawiciele społeczeństwa uważali, że co jak co, ale

„własna” wspaniała kultura ich ocali, tymczasem „właścicielem” kultury okazywało się państwo. (W Białorusi takiej sytuacji nie ma – z powodów, o których należy mówić osobno.) Stąd, w przypadku współczesnej Rosji, w rzeczywistości mowa nie o „winie” rosyjskiej kultury, lecz o krachu historycznego projektu, na przestrzeni dziesięcioleci zapewniającego psychiczny komfort inteligencji. Ten projekt można pokrótce opisać tak: historia naszego państwa była okropna, jednak historia „naszej” kultury była bez wątpienia sensowna; przyłączając się do historii kultury, włączamy nasze życie w nurt sensownej historii, pokonujemy wyobcowanie.

Taka postawa jest możliwa, ale wymaga wielkiej wewnętrznej pracy, której podjął się, na przykład, Jurij Łotman, kiedy budował obraz historii rosyjskiej kultury jako wewnętrznie spójnej wbrew naciskom państwa (źródłem tej wewnętrznej spójności dla Łotmana i jego sympatyków była działalność inteligencji; teraz nie czas ani miejsce omawiać zalety i wady tego punktu widzenia). Ci, którzy półświadomie uważają, że też są częścią sensownej historii, ponieważ mogą przeczytać Łotmana, są jak kryłowowskie gęsi, oznajmiające, że ich przodkowie ocalili Rzym. Właśnie dzisiaj ta gęsia wiara zostaje włożona między bajki.

  1. W rozmowie o zbiorowej i równej winie wszystkich Rosjan/emigrantów z Rosji należy wspomnieć książkę niemieckiego filozofa-emigranta Ernsta Blocha Dziedzictwo naszych czasów wydaną w 1935 roku (została przetłumaczona na angielski, ale nie na rosyjski i polski). Rozmyślając nad tym, jak Hitler i naziści mogli zwyciężyć w wolnych wyborach parlamentarnych w 1933 roku, Bloch pisał, że niemieckie społeczeństwo składało się z kilku części, żyjących jakby w różnych historycznych epokach. To samo można powiedzieć o społeczeństwie współczesnej Rosji. Jeśli mowa o w pewnym sensie unowocześnionych elitach, należy wziąć pod uwagę nie tyle przyzwyczajenie do zglobalizowanego życia i umiejętność prowadzenia samochodu marki Bentley, ile raczej styl myślenia. Wyobrażenie obecnych rosyjskich elit o konieczności podziału świata na strefy wpływów zdradza styl politycznego myślenia odpowiadający połowie XIX wieku; lecz elity te zarządzają przy tym państwem dysponującym bronią jądrową. (Jak takie patchworkowe społeczeństwo formuje się historycznie wyjaśnił już po Blochu, w połowie lat 60., amerykański socjolog Barrington Moore Jr. w książce Społeczne źródła dyktatury i demokracji: rola pana i chłopa w tworzeniu nowoczesnego świata; została przetłumaczona na język rosyjski, ale już nie na polski.)

  2. Współczesne rosyjskie społeczeństwo – w tym uchodźcy uciekający przed ostatnią wojną i przed politycznymi represjami, uwarunkowanymi zarówno samym charakterem putinowskiego reżimu, jak i nieoficjalnym, ale funkcjonującym w Rosji stanem wojennym – składa się z ludzi, którzy: a) nie dostrzegają winy ani własnej, ani reżimu, ponieważ uważają wojnę, nawet taką, której towarzyszy regularne mordowanie cywili, za normalny lub przynajmniej dopuszczalny sposób rozwiązywania problemów i b) czują rozpacz i poczucie winy z powodu niemożności powstrzymania potwornej wojny przeciw sąsiedniemu państwu (swoją drogą, również ze wspaniałą kulturą), rozprzestrzenienia się faszystowskiej i demonstracyjnie cynicznej retoryki z wykorzystaniem liter-symboli Z i V, masowej deprawacji ludzi za pomocą propagandy (znaczna część ludzi z tej drugiej grupy, jak sądzę, teraz milczy). Są też stany pośrednie, ale najprawdopodobniej w najbliższym czasie między opisanymi przeze mnie stanami mentalnymi będzie narastać rozłam. Niemniej można założyć, że być może ludzie z pierwszej grupy skrycie czują się winni, tylko ze wszystkich sił próbują to uczucie wyprzeć. Podobnego rodzaju skryte poczucie winy zauważył i genialnie opisał socjolog Aleksiej Lewinson, gdy studiował na początku lat dwutysięcznych stosunek do Czeczenii na grupach fokusowych w Rosji (patrz: jego artykuł „Kawkaz” podo mnoju… w zbiorze Obraz wraga pod redakcją Lwa Gudkowa, Objedinionnoje Gumanitarnoje Izdatielstwo, Moskwa 2005).

  3. Ci, którzy czują odpowiedzialność za działania obecnego reżimu, odczuwają ją osobiście („To ja nie ocaliłam wtedy Pragi, a wcześniej Warszawy…” – N. Gorbaniewska). Z każdą z tych osób można prowadzić dialog o jej/jego poczuciu odpowiedzialności lub winy, ale oznajmianie im, że są winni, „jak wszyscy”, nie jest produktywne ani z etycznego, ani z politycznego punktu widzenia. Z poczuciem równomiernie rozsmarowanej po całym społeczeństwie winy niczego twórczego zrobić się nie da, a poczucie osobistej winy i odpowiedzialności może stać się fundamentem do budowy nowego społeczeństwa na ruinach obecnego, co może stać się najważniejszym zadaniem już za kilka lat.

  4. Z tymi, którzy mówią, że nie czują żadnej winy ani wstydu za działania obecnego reżimu i że tak w ogóle to my jesteśmy pokrzywdzeni i świat poszedł z nami na wojnę na całego – rozmowa również jest możliwa (powiedziałbym: konieczna, chociaż w obecnych czasach w Rosji może być zbyt niebezpieczna, szczególnie jeśli zostanie przeniesiona do sfery publicznej). Na pewno będzie bardzo trudna, ale o siedzącym w duszy tych ludzi poczuciu winy będzie można dyskutować tylko osobiście. Tu może pomóc doświadczenie południowoafrykańskich Komisji Prawdy i Pojednania: psycholodzy i adwokaci sadzali ludzi naprzeciwko siebie, na przykład funkcjonariusza policji, który strzelał do czarnoskórego demonstranta, oraz wdowę po tym demonstrancie, i uczyli ich rozmawiać ze sobą tak, żeby policjant zrozumiał, co zrobił – to ważniejsze niż samo wymierzenie kary. (O tym doświadczeniu pisała Pumla Gobodo-Madikizela – południowoafrykańska badaczka społecznej traumy i pamięci zbiorowej.)

  5. Niewłaściwe wydaje mi się bezpośrednie przenoszenie na rosyjskie społeczeństwo koncepcji zbiorowej winy, stworzonej przez niemieckich intelektualistów od razu po II wojnie światowej. Koncepcje Jaspersa i innych były oparte na tym, że hitlerowski reżim był aktywno-aklamacyjny, to znaczy ciągle wymagał od swoich poddanych wyrażania zbiorowego poparcia; sens ich przekazu do niemieckiego społeczeństwa można wyrazić mniej więcej tak: winni są wszyscy, którzy bez końca chodzili i głosowali na to, co proponował ten reżim – wszyscy podpisaliście się pod jego żądaniami. W nazistowskich Niemczech różnego rodzaju wyborom i referendom towarzyszyły histeryczne kampanie propagandowe, ale wydaje się, że głosy liczono tam znacznie uczciwiej niż w putinowskiej Rosji. Putinowski reżim w tym sensie, na ile jestem w stanie osądzić, jest w mniejszym stopniu aklamacyjny – chociaż aklamacyjny też, oczywiście, jest. Masowe i niezbyt skrywane fałszerstwa przy liczeniu głosów są potrzebne do tego, by splamić tą działalnością – machlojkami – jak najwięcej ludzi (na przykład nauczycieli szkolnych, zasiadających w komisjach wyborczych) i stworzyć w ten sposób warstwę wspólników reżimu (por. posiedzenie Rady Bezpieczeństwa FR przed rozpoczęciem wojny, na którym wypowiedzieć się za „uznaniem ŁRL i DRL” musieli wszyscy uczestnicy). O tej warstwie wspólników i o ich odpowiedzialności jeszcze trzeba będzie porozmawiać. Taka polityka to również forma zbiorowej deprawacji, ale zorganizowana trochę inaczej niż w nazistowskich Niemczech. Ci w Rosji, którzy nie wspierali aklamacyjnie obecnego reżimu, mogą czuć i często czują swoją odpowiedzialność, ale to inna odpowiedzialność, niż u głosujących i za co innego (na przykład „nie mogłem/mogłam im wyjaśnić ani do nich dotrzeć”).

  6. Zadanie denazyfikacji w powojennych Niemczech zostało wykonane, ponieważ przedstawiciele ówczesnej niemieckiej inteligencji już w końcu lat 40. przeformułowali je i mówili nie o winie zbiorowej, lecz o indywidualnej, chociaż o charakterze masowym. Nieocenione były tu zasługi pisarzy Grupy 47 – Heinricha Bölla i innych; to, że w skład tej grupy wchodził Günter Grass, który ukrywał i wtedy, i później fakt swojego powołania do SS, obrazu sytuacji w żaden sposób nie zmienia.

  7. Obraz wspaniałej kultury to zawsze rezultat wspólnej pracy inteligencji i państwowej propagandy. Rezultaty tej pracy, realizowanej w ciągu poprzednich dziesięcioleci w Rosji, powinny zostać potępione: jeśli duma ze wspaniałości kultury pozwala pogodzić się z państwem lub zamknąć oczy na jego zbrodnie, to oznacza, że ta wspaniałość to przynęta. Lecz ich potępienie nie oznacza, że powinno się anulować wszystkie rezultaty pracy badawczej w dziedzinie historii i teorii kultury rosyjskiej powstałe w Rosji i poza nią.

  8. Historia konkretnej kultury nie może niczego legitymizować we współczesnych czasach. Próba powoływania się na legitymizującą siłę, którą jakoby włada kultura, lub próba anulowania legitymizacji („to znaczy, że z naszą kulturą jest coś nie tak”) są w równym stopniu pułapkami myślowymi. Ale historia kultury daje współczesnemu człowiekowi zestaw antropologicznych narzędzi – wykorzystanych i niewykorzystanych. Historia niecenzurowanej, nieoficjalnej kultury w Rosji jest w znacznym stopniu zestawem niewykorzystanych, ale możliwych do wykorzystania antropologicznych narzędzi. (Por. miejsce Heinego w kulturze nazistowskich Niemiec; to nie dokładnie to samo, ale porównywać można.)

  9. Badania nad rosyjską kulturą są teraz konieczne jak nigdy dotąd – ale inne niż wcześniej: nie izolacjonistyczne i oparte na dumie z „wielkiej kultury”; do takiego samozadowolenia i wcześniej nie było podstaw, a teraz jest ich jeszcze mniej. Rosyjską kulturę można dzisiaj badać jako część zespołu kultur, których społeczeństwa wcześniej były kolonialnie zależne od Imperium Rosyjskiego/ZSRR: ukraińskiej, białoruskiej, kazachskiej i innych. I należy odróżniać w takich badaniach te antropologiczne narzędzia w rosyjskiej kulturze, które pozwalają tworzyć niehegemońskie i niedominujące stosunki z Innym. Takie możliwości zostały wypracowane przede wszystkim przez nieoficjalnych, prześladowanych artystów i wspólnoty (na przykład przez nieoficjalne antywojenne grupy z czasów radzieckich, które bada Irina Gordiejewa), chociaż nie przez wszystkich z nich i nie zawsze tylko przez nich. Metody takiej pracy przyjdzie jeszcze nieraz przemyśleć i omówić.

  10. Izraelski filozof Awiszaj Margalit pisał w połowie lat 90., od razu po rozpadzie Czechosłowacji na Czechy i Słowację: „…Sprawiedliwe jest społeczeństwo, którego instytucje nie poniżają ludzi. Widzę różnicę między społeczeństwem sprawiedliwym a społeczeństwem cywilizowanym. W cywilizowanym społeczeństwie tworzący je ludzie nie poniżają się wzajemnie, tak jak w sprawiedliwym społeczeństwie ludzie nie są poniżani przez instytucje. Komunistyczną Czechosłowację można więc nazwać niesprawiedliwym, ale cywilizowanym społeczeństwem, lecz możemy zupełnie bez sprzeczności wyobrazić sobie Republikę Czeską, która byłaby społeczeństwem bardziej sprawiedliwym, ale mniej cywilizowanym”. Ci, którzy będą tworzyć powojenną rosyjską kulturę – po wojnie i po moralnych porażkach, które poniosły zarówno rosyjski reżim, jak i rosyjska wspólnota intelektualna (wspólnota intelektualna poniosła porażkę z ręki reżimu) – będą musieli wykonać ogromną pracę, żeby nie rozgrzeszyć rosyjskiej kultury (to myślowa pułapka), a żeby stworzyć nową, która będzie dawać intelektualne narzędzia do niehegemońskich, refleksyjnych, nieponiżających, współczujących stosunków z Innym. Żadni autorzy i żadne utwory przeszłości nie mogą być po prostu zasobem, który można wykorzystać. Autorzy przeszłości mogą zostać zrozumiani tylko, jeśli będziemy ich postrzegać jako współrozmówców. W tym sensie czytanie ukraińskich i białoruskich autorów – Wasyla Stusa, Serhija Żadana, Marianny Kijanowskiej, Andreja Chadanowicza czy Maryi Martysiewicz (imiona wedle życzenia można zmienić, ogólny sens jest zrozumiały) – lecz także polskich i innych autorów, z tych społeczeństw, po których przejechał walec rosyjskiej/radzieckiej agresji – do stworzenia przyszłej rosyjskiej kultury będzie nie mniej ważne niż poszukiwanie dotychczas nieuwzględnianych interpretacji rosyjskich lub zachodnioeuropejskich autorów.

  11. Przystąpić do tej pracy należy niezwłocznie.

Tłumaczenie: Jakub Pabisz

Tłumaczenie powstało w ramach „VI edycji Polsko-Rosyjskiej Szkoły Przekładu. Słowa na Słowa” organizowanej przez Centrum Mieroszewskiego (https://mieroszewski.pl/).